Ekspedycja PPSAE na całkowite zaćmienie Słońca

Trzech członków naszego Stowarzyszenia uczestniczyło w ekspedycji do USA na całkowite zaćmienie Słońca. Zapraszamy do zapoznania się z relacją z wyprawy na to niezwykle rzadkie i widowiskowe zjawisko astronomiczne.

Przedstawiamy relację z wyprawy członków PPSAE na całkowite zaćmienie Słońca w USA 8 kwietnia 2024. W wyprawie udział wzięli: Marcin Grzybowski (czwarte całkowite zaćmienie: 1999 Węgry, 2006 Turcja, 2017 USA, 2024 USA + zaćmienie obrączkowe w 2023), Roman Kral (drugie zaćmienie całkowite: 1999 Węgry, 2024 USA) i Marek Nikodem (czwarte całkowite zaćmienie : 1999 Węgry, 2006 Turcja, 2019 Chile, 2024 USA).


Marek Nikodem: Pomysł na wspólną wyprawę w pas całkowitego zaćmienia Słońca rodził się w naszych głowach od kilku lat. Kiedy mniej więcej na rok przed zaćmieniem akces do naszej ekipy zgłosił Roman Kral, przygotowania nabrały realnego kształtu. Z racji tego, że Marcin mieszka już od 7 lat w USA i wielokrotnie odwiedzał najciekawsze zakątki tego kraju, stał się naturalnym przewodnikiem i organizatorem naszego pobytu w Stanach. Niemal pewne było, że zaćmienie będziemy obserwować gdzieś w Teksasie, gdzie prawie zawsze o tej porze panuje słoneczna aura. W mojej głowie czaiła się jednak nutka niepokoju, związana ze zjawiskiem El Ninio, które może wpływać na zmiany pogodowe. Na jesień 2023 roku kompletujemy niezbędny sprzęt i kupujemy bilety do Nowego Jorku, a Marcin kupuje dla nas wszystkich bilety do Houston, rezerwuje auto i planuje miejsce obserwacji i trasę po parkach narodowych USA. W wielkanocny poniedziałek 1 kwietnia , pełni emocji wylatujemy z Poznania do Monachium i dalej do Nowego Jorku.

Marcin Grzybowski: Kiedy dojeżdżałem do lotniska JFK w Nowym Jorku ujrzałem na niebie podchodzący do lądowania olbrzymi samolot Lufthansy Airbus A 380 , to ten w którym siedzą moi przyjaciele z Polski. Przylecieli na wielką przygodę w USA, a ja muszę się postarać aby im to zapewnić. Półtorej godziny po wylądowaniu samolotu zobaczyłem w tłumie podróżnych znajome, roześmiane twarze, trochę przestraszone, trochę zmęczone. Po serdecznym powitaniu, dojeżdżamy do naszego miejsca zakwaterowania na Green Poincie.
Tam przekazuję moim kolegom bardzo nieciekawe wieści. Najnowsze prognozy pogody pokazują, że w dniu zaćmienia niemal przez całe Stany przechodzić będzie potężny front atmosferycznymi z gigantycznymi burzami i totalnym zachmurzeniem. Teksas, gdzie miała być pewna pogoda, praktycznie odpada ze względu na znikome szanse na bezchmurne niebo i niepotrzebny stres. Paradoksalnie, wg prognozy stuprocentowo czyste niebo i pewna pogoda ma być w stanie Maine położonym na północy kraju, gdzie przez większość roku pada deszcz, a w kwietniu to niemal na pewno zawsze są chmury. Tego miejsca na obserwację zaćmienia nigdy nawet nie brałem pod uwagę.

Prognoza pogody na 8 kwietnia 2024
Powitanie na lotnisku, fot. Marcin Grzybowski


MN: Nowy Jork przywitał nas chłodem i raczej deszczem. Zwiedzamy oszałamiający Manhattan i inne dzielnice Nowego Jorku wraz ze znajdującymi się tam atrakcjami. Odwiedzamy oczywiście Metropolitan Museum of Art i Museum of Modern Art, a potem Muzeum Historii Naturalnej. Doświadczamy także trzęsienia ziemi, a raczej wody gdyż akurat płynęliśmy promem po rzece Hudson. Pewnie to jakaś obsesja, ale ja w wielu miejscach dostrzegam symbole zaćmionego Słońca. Uznajemy, że to dobry znak. Przez kilka dni śledzimy prognozy, które zmieniają się na jeszcze gorsze, natomiast prognoza pogody dla Maine uparcie pokazuje bezchmurne niebo. Na kilka dni przed zaćmieniem podejmujemy decyzję , jedziemy na północ, do Maine. I to pomimo zakupionych biletów do Houston i rezerwacji auta. Szczęście się jednak do nas uśmiecha, żona Marcina, Dyan dzięki swoim znajomością zamienia nasze bilety na lot do Las Vegas, zaraz po zaćmieniu. Nie przypadkowo przylecieliśmy do USA już na tydzień przed zaćmieniem, zawsze warto mieć rezerwę czasową na wypadek konieczności zmiany planów.

Widok na Manhattan, fot. Marcin Grzybowski
Wilamette, największy amerykański meteoryt o wadze 14,1 ton, fot. Marek Nikodem
Cape York „Ahnighito”- jeden z największych meteorytów na świecie, waga 31 ton. fot. Marek Nikodem
Cudowna płyta meteorytu Esquel, najbardziej pożądanego pallasytu na świecie, fot. Marek Nikodem
Romek w statku kosmicznym Gemini, fot. Marek Nikodem


MG: Jednogłośnie decydujemy się na 800 milową wycieczkę samochodem do tego dzikiego stanu wcinającego się w terytorium Kanady. Co tracimy ? zwiedzanie Centrum Lotów kosmicznych w Houston, bezksiężycowe noce po nowiu w wyjątkowo ciemnym miejscu i ewentualnie minutę z zaćmienia, ponieważ zaćmienie im dalej na północ, tym jest krótsze. Na trzy dni przed zaćmieniem w Maine nastąpił atak zimy, zaczął sypać śnieg, w TV wszędzie pokazują wypadki na drogach, zaspy i armagedon pogodowy. Jesteśmy trochę tym przerażeni, ale ufamy prognozie. Zamawiam łańcuchy na koła ! Wyjeżdżamy już w sobotę 6 kwietnia, sądzimy, że w dwa następne dni drogi mogą się zakorkować. Całą drogę towarzyszy nam deszcz, to wręcz niewiarygodne, aby te prognozy się sprawdziły. Po południu docieramy do Bangor. Tam nocujemy w małym motelu oddalonym od pasa zaćmienia o około 80 mil. Następnego dnia niebo nadal całkowicie zasnute grubą warstwą chmur.
Niewątpliwie odczuwamy niepokój. Dla zabicia czasu decydujemy się zwiedzić Arcadia National Park, nasz pierwszy park
narodowy , który nie był w ogóle w planach tej wycieczki. Kiedy
dojeżdżamy na miejsce, na wybrzeżu oceanu Słońce przebija się przez chmury i mgły, wygląda to bardzo klimatycznie i daje nadzieję. Dopiero późnym popołudniem na zachodzie widzimy pasek błękitnego nieba. Poczuliśmy ulgę, bo wszystko jest zgodnie z prognozą pogody. To już
jutro, 7 lat czekałem na tę chwilę, co oznajmiłem Markowi i Romkowi otwierając uroczyście zakupione specjalnie na tę okazję butelki piwa.

Pas całkowitego zaćmienia Słońca, miejsce naszych obserwacji zaznaczone czerwoną kropką, źródło/NASA
Stan Maine z zaznaczonym miejscem naszej obserwacji zaćmienia


MN: Teraz jesteśmy niemal pewni, że wszystko się uda. Na parkingu przed motelem robimy sobie pamiątkowe zdjęcie w zaćmieniowych okularach i w okolicznościowych koszulkach z napisem Texas, to tak trochę dla beki. Humory nam dopisują. Powoli zapełniają się autami hotelowe parkingi. Podekscytowany budzę się o 3 w nocy i nie zasypiam już do rana. Wstajemy przed szóstą i odsłaniamy żaluzje. Naszym oczom ukazuje idealnie bezchmurne niebo. Na śniadaniu spotykamy trochę ludzi, niektórzy tak jak my zrezygnowali z Teksasu. Ale są też tacy, którym wystarczy że zobaczą fazę częściową. Marcin namawia jakąś parę, by jednak pojechali w pas całkowitego zaćmienia. Ruszamy autostradą wijącą się poprzez bezkresne lasy i wzgórza. Czuję się po prostu fantastycznie. Całkowite zaćmienie to nie tylko sam moment zakrycia Słońca przez Księżyc, ale to także atmosfera całego dnia, podróży, nastroju i pełnego emocji wyczekiwania. To dzień, którego nigdy, nie zapomnę. 8 godzin do zaćmienia, a autostrada jest niemal pusta, aż nie do wiary. A my szczęśliwi spokojnie pędzimy tą autostradą na północ.

Oby tylko zdążyć na zaćmienie…..


MG: Udajemy się na wcześniej upatrzone
miejsce. Towarzyszy nam muzyka Klausa Schulze, która nadaje tej podróży wręcz magicznego klimatu. Pogoda jest idealna. 5 godzin do zaćmienia Słońca, emocje są coraz
większe. Tego stanu nie da się opisać. Miejscówka, którą wypatrzyłem wcześniej, niewielkie wzgórze przy antenie nadawczej telefonii komórkowej, niestety nie nadaje się. Droga do niej jest zasypana
śniegiem. Obok jednak natrafiamy na drogę z tabliczką informującą o parkingu na małej farmie, z której można obserwować zaćmienie
Słońca. Na miejscu widzimy mężczyznę, który odśnieża pługiem niewielki pagórek z którego roztacza się imponujący widok na ośnieżony szczyt Mount Katahdin. Płacimy 15 dolarów i mamy piękną miejscówkę.
Po zarezerwowaniu miejsca obserwacji, jedziemy do pobliskiej małej miejscowości o nazwie Patten na obfite śniadanie. Kawa, chrupiący boczek, smażone ziemniaki i jajecznica. Śniadanie mistrzów. Na długo zapamiętamy klimat tej restauracji , pełnej obserwatorów z różnych stron świata.

Testowanie zaćmieniowych okularów, fot. Marcin Grzybowski
Mount Kathadin, fot. Marek Nikodem
Śniadanie Mistrzów, fot. Marcin Grzybowski
Niewielki cirrus który pojawił się około godz 12, dokładnie tak jak to przewidywała prognoza.
fot. Marek Nikodem
fot. Marcin Grzybowski
W tle Mount Kathadin, fot. Marek Nikodem
Na poboczach już od rana nie było wolnych miejsc
Przygotowania do obserwacji, fot. Marek Nikodem


Zaćmienie rozpoczęło się punktualnie godzinie 14.22 czasu wschodniego . Robimy pierwsze zdjęcia, delektujemy się tą niesamowitą chwilą
i przeżywamy każdą sekundę . Pogoda jest przepiękna, ciepło, około 18 stopni C, a dookoła śnieg. Pierwszy raz oglądam całkowite zaćmienie Słońca w takim klimacie, wśród śniegu i kończącej się zimy. Co za sceneria ! Na temat całkowitego zaćmienia rozpisywać się nie będę, bo tego nie da się opisać żadnymi słowami, to trzeba po prostu przeżyć i zobaczyć na własne oczy. Jedno z wielu odczuć to szok, że te niespełna 3.5 minuty minęło niemal jak jedna sekunda …a po wszystkim mieszanka uczuć:
oszołomienia, szczęścia, depresji, nienasycenia. Długo jeszcze nie możemy otrząsnąć się z tego. Okrzyk mamy to ! Z radością
ściskamy się. Nawet teraz pisząc ten tekst mam gęsią skórkę. Pocieszające jest to, że przed nami jeszcze cztery tygodnie przygody w najpiękniejszych miejscach USA, a powiedział bym że nawet świata!

Nasza miejscówka, fot. Marcin Grzybowski
Nasze stanowisko , fot. Roman Kral
Marcin Grzybowski i Roman Krl, fot. Marek Nikodem
„Kapitan Ameryka” fot. Marek Nikodem
Wzgórze obserwacyjne, w oddali Mount Kathadin, fot. Marcin Grzybowski
fot. Marcin Grzybowski
zmęczenie wzięło górę, fot. Marcin Grzybowski
Jesteśmy szczęśliwi
fot. Roman Kral
Drugi kontakt, fot. Marek Nikodem , Nikkor 300 mm
Korona słoneczna , fot. Marcin Grzybowski
Korona słoneczna, fot. Marek Nikodem
Korona słoneczna miała olbrzymie rozmiary, fot. Marek Nikodem
Najbardziej rzucające się w oczy protuberancje, fot. Marek Nikodem
Trzeci kontakt i „perły Baily’ego” , fot. Marcin Grzybowski, obiektyw 600 mm
Protuberancje oraz widoczna przez ułamek sekundy chromosfera., fot. Marcin Grzybowski
fot. Marcin Grzybowski
Trzeci kontakt, pierścień z diamentem, fot. Marek Nikodem


MN; To było moje czwarte pełne zaćmienie Słońca, każde niepowtarzalne i każde zdecydowanie za krótkie. Głęboko wzruszał mnie fakt, że Słońce, Księżyc, Ziemia oraz ja wraz z moimi przyjaciółmi byliśmy ustawieni w jednej linii, gdzieś na końcu świata. I że jednocześnie średnica Księżyca jest 400 razy mniejsza od średnicy Słońca, które jest jednocześnie od niego 400 razy dalej, dzięki czemu ich pozorne rozmiary są niemal identyczne. Tak po prawdzie, to dokładnie nie pamiętam co się ze mną działo w czasie fazy całkowitej. Najbardziej zapamiętałem fenomenalny widok przez lornetkę, rozległą koronę słoneczną i niezwykłe barwy nieba wraz ze złocistą poświatę unoszącą się nad ośnieżonym szczytem Mount Kathadin. Oraz to uczucie żalu i smutku że to już koniec splecione z ogromną radością przeżycia czegoś mistycznego.

Specjalnie na tę okazję przygotowany napój, fot. Marcin Grzybowski
Mamy to ! fot. Marcin Grzybowski
Chwila nieopisanego szczęścia, fot. Marcin Grzybowski
Szybkie sprawdzenie efektów fotografowania, fot. Marcin Grzybowski
Droga powrotna, fot. Marcin Grzybowski


Po zaćmieniu wyruszamy w drogę powrotną, autostrada i wszystkie wjazdy i zjazdy jednak bardzo szybko korkują się. Mimo, że tego dnia wprowadzono zakaz poruszania się dla ciężarówek na drogach w pasie zaćmienia , rzeka tysięcy samochodów niemal uniemożliwia nam dalszą jazdę. Nocujemy zatem w jakimś przydrożnym hotelu, by następnego dnia dojechać do New Jersey, gdzie obecnie mieszka Marcin. A już nazajutrz wylatujemy do Las Vegas, gdzie przez niemal 4 tygodnie zwiedzamy Nevadę. Arizonę oraz Utah pełne niezwykłych miejsc i atrakcji, które zaplanował dla nas Marcin nazywany przez nas Kapitanem Ameryka. Uczestniczymy także w ślubie Michała, syna Romana, odwiedzamy miejsca związane z astronomią i doskonale się bawimy. Serdecznie podziękowania należą się żonie Marcina Dyan za nieocenioną pomoc oraz użyczenie swojego Subaru na podróż do Maine. Bardzo dziękujemy także Maryli, która gościła nas w swoim domu w czasie naszego pobytu w Nowym Jorku.

Na koniec jeszcze jedna dygresja dla tych, którzy jeszcze nigdy nie doświadczyli całkowitego zaćmienia Słońca. Żadne zdjęcie ani żaden film nie oddaje nawet w niewielkim stopniu piękna i unikalności tego fenomenu, tak jak żaden opis nie oddaje uczuć i emocji które temu towarzyszą.
Na Ziemi nie ma nic lepszego, niż całkowite zaćmienie Słońca. Mówi się, że w skali od 1 do 10 częściowe zaćmienie Słońca ma 5, a obrączkowe 9. A jeśli częściowe ma 5, a obrączkowe 9, to całkowite zaćmienie musi mieć 1 000 000 !!!

Tekst i zdjęcia: Marek Nikodem/Marcin Grzybowski

Młoda Para w naszym towarzystwie, fot. Marcin Grzybowski
Wizyta w słynnym Obserwatorium Lowella we Flagstaff, fot. Marcin Grzybowski
W tym obserwatorium Clyde Tombaugh odkrył Plutona, magiczna chwila dla nas. fot. Marcin Grzybowski

Krater Barringera w Arizonie, mekka wszystkich meteoryciarzy, fot. Marcin Grzybowski
Piękny okaz meteorytu Canyon Diablo w muzeum meteorytów
Nie mogło zabraknąć wizyty w tym pawilonie, fot. Marek Nikodem
Zobaczyć na własne oczy…bezcenne, fot. Marek Nikodem
Droga Mleczna w „Dolinie Bogów”, fot. Marcin Grzybowski
Wielki Kanion Kolorado, fot. Marek Nikodem
Wschód Księżyca w pełni w Bryce Canyon National Park, fot. Marcin Grzybowki
fot. Marcin Grzybowski
Wizyta w „Sunset Crater Volcano Park” W tym miejscu astronauci ćwiczyli i testowali łazik księżycowy co jest udokumentowane okolicznościową tabliczką i zdjęciami , tutaj także ćwiczą przyszłe załogi misji Artemis, fot. Marcin Grzybowski
Droga Mleczna w Canyonlands, fot. Marek Nikodem
W Arches National Park , fot. Marcin Grzybowski
Nasz Infinity 5.6 l
Prehistoryczna galeria malowideł naskalnych , magiczne miejsce. Fot. Marcin Grzybowski
Droga Mleczna w Valley of Gods, fot. Marcin Grzybowski
W Las Vegas trzeba być ostrożnym, człowiekowi może łatwo palma uderzyć do głowy….

Komentowanie jest wyłączone